A jak wiosna to i powracający co roku czas przygotowania ogrodu. To dobry czas, żeby już zająć się warzywnikiem. Nadeszła pora na ogród z rozsady. Bo czemu miałabym nie spróbować?!
Wiosną wszystko powraca do życia. Ja, jako osoba ciepłolubna, na czas zimy hibernuję. Śmiem nawet twierdzić – że pierwotnie – natura mojej postaci to jakiś stwór mieszkający w koronach drzew, tam gdzie jest zawsze ciepło. Jako że żyje aktualnie w strefie umiarkowanej to powinnam w te najchłodniejsze miesiące w roku zapaść w sen zimowy. A że byłoby to trochę podejrzane – zamiast porządnej paromiesięcznej drzemki – funkcje życiowe obniżają swoje loty i jestem trochę zahibernowana, ale nie do końca.
Ale wiosna już tu jest. Przyjechaliśmy z początkiem kwietnia. Bażanty dawały o sobie znać głośnym kukuryku, jaskółki też już przybyły. Nad ranem i pod wieczór słychać było piękny śpiew przeróżnych ptaszków, aż sama sobie się dziwię, że nie mieszkam tu na stałe! Drzewa się zazieleniły, a forsycja zakwitła. I ja też przebudziłam się do życia. Zapał powrócił i chęci do działania również. Tym bardziej, że na ten ciepły sezon mamy zaplanowane wielkie rewolucje związane z rozbudową domu. Wokół domu też jest co robić. To coś zasadzić, to przesadzić, przenieść, poukładać i uprzątnąć.
Ogród czas strat!
Za sprawą wszędobylskiego wirusa przyjechaliśmy na Podkarpacie wyjątkowo wcześnie w tym roku. Ciekawy obrót sprawy. Wpadł mi długi, niezapowiedziany urlop. Przyjechaliśmy – kwarantanna. A po kwarantannie L przekopał grządki, wszystko przygotowane, ale przecież początek kwietnia dopiero był!
Z tego względu postanowiliśmy zasadzić nasiona warzyw na rozsady. A co!
Warzywnik z rozsady
Przyznam się że pierwszy raz w życiu. Pisałam o moich potyczkach z ogrodem już wcześniej. Ale mam mocne postanowienie, że będę dobrym opiekunem roślinek i ogarnę kiedyś te całe ogródkowanie, zatem wzięłam się za zbieranie informacji. Poczytałam w necie, naoglądałam się youtubów, chwyciłam moją ogrodniczą książkę do ręki. Z mojego wywiadu dowiedziałam się, że do wyhodowania samodzielnie sadzonek potrzebuje:
-
podłoża
Postawiłam na ziemię uniwersalną, można użyć torfowej, dodać różnych nawozów dedykowanych odpowiednim warzywom, zrobić samodzielnie mieszankę z torfu i piasku lub zastosować krążki o których poniżej -
pojemników
Mogą być nimi doniczki, wytłaczanki, drewniane skrzynki, biodegradowalne torfowe doniczki, które później wsadzamy do gruntu, pojemniki po jogurtach, dno obciętej butelki – lub profesjonalna wersja 2w1 czyli pęczniejące krążki torfowe lub z włókna kokosowego, które pełnią funkcje doniczki i podłoża w jednym -
miejsca, w którym rośliny będą mogły spokojnie wystartować i w kontrolowanych warunkach rosnąć dalej. Najważniejsze składowe to temperatura, wilgoć i światło
-
nasion oczywiście
Warto poczytać, które z warzyw, ziół lub kwiatów nadają się na uprawę z rozsady, które siewki pikować (czyli przesadzać roślinki, które wykiełkowały do większych pojemników jeszcze przed posadzeniem ich w ogrodzie), a które powinno się siać bezpośrednio do gruntu lub docelowych doniczek -
dbać o siewki regularnie podlewając i pilnując odpowiedniej temperatury
-
przygotować stanowiska by później wysadzić je do gruntu
Wszystko przygotowałam, pojemniki gotowe, zasypane ziemią. Wzięłam się za nasiona z torebek, dorzuciłam swoich z poprzedniego roku, trochę dostałam od znajomych z ich własnych upraw. Podlałam. Dumna i zadowolona z siebie, że jestem super ogrodnikiem czekałam co z tego wyjdzie.
Wywiedziałam się, że niektóre z warzyw potrzebują tylko parę dni, inne nawet parę tygodni na wykiełkowanie. Jednym pasuje chłodniejsza temperatura do wzrostu, drugim potrzebne jest ciepełko. Woda to jedyne co mają wspólne w mianowniku. Po paru dniach zaczęły się pojawiać! Niektóre z warzyw zaczęły pięknie wschodzić i właśnie tu był mój największy szok i niedowierzanie. Bo jak to tak, że one tak bum do ziemi, trochę wody i rośnie. A wyrosło dużo! Jak można się domyślić, większość nasion rozsypałam zbyt gęsto. No bo przecież jak w opakowaniu jest ich dosyć sporo no to chyba tak trzeba nie? Nie ważne, że tam jest opisane co i jak. Pewnie i tak nie wszystkie wykiełkują. Do tego to przecież na rozsady – czyli one będą odseparowane potem. Na zdrowy rozum przecież można stwierdzić, że nie potrzebuję hektarów do wysiania na rozsady papryki lub selera. Okazało się jednak, że lepiej zachować większe odstępy.
Znowu zasięgnęłam wiedzy z internetów co z tym zrobić. Okazuje się, że w niektórych przypadkach zrobiłam bardzo dobrze – wzorowo wręcz, bo teraz jak już wykiełkowały to trzeba je znowu przesadzić – pikować lub przerwać, żeby wybrać najsilniejsze siewki. I te warzywka znowu sobie spokojnie rosną już w większej swobodzie. O dziwo, większość roślin, po pikowaniu, przyjęła się wspaniale.